Długo wyczekiwany drugi post i to w zasadzie nie na temat. Przepraszam za tak długie milczenie, ale w natłoku zajęć i wydarzeń nie mam czasu żeby zrobić parę zdjęć i napisać coś sensownego o moich perełkach, więc napiszę troszkę o podróżowaniu ;)
Na Sylwestra postanowiłam się wybrać z koleżankami do Krakowa. Skoro Kraków to moim ulubionym środkiem lokomocji - pociągiem. Podróżowałam nim wiele razy i w zasadzie nie powinno mnie już nić zadziwić... a jednak PKP potrafi wciąż zaskakiwać.
Podróżowałam takim przeuroczym pociągiem:
(zdjęcie pochodzi ze strony www.infobus.pl)
Jak wiadomo w Krakowie bywa, że do pociągu wsiadają tłumy, więc postanowiłyśmy się dla lepszych warunków szarpnąć na pierwszą klasę. Gdy weszłyśmy do przedziału przywitał nas przeuroczy napis brzmiący mniej więcej tak: " pasażerowie posiadający miejscówki w wagonach klasy pierwszej mają pierwszeństwo przy siadaniu, prosimy o ustąpienie miejsca". Jakie to szczęście, że wnikliwie przestudiowałam stronę PKP, na której wyczytałam debilizm wszech czasów, mianowicie, że miejscówki w wagonach pierwszej klasy są fakultatywne. Dlatego też zakupiłyśmy za całe 10 zł miejscówkę.
I tutaj zaczęła się nasza "przygoda". Koleżanka, która miała wysiąść w Sędziszowie nie wysiadła, bo najprawdopodobniej zamarzły drzwi i nie dało się ich otworzyć :D Dziewczyny z trudem wysiadły w Rze-szowie, ja pojechałam dalej. Zaczęło się ściemniać, na korytarzu, pewnie dla oszczędności, światło się nie świeciło, więc miałam taką fanaberię i postanowiłam zaświecić je w przedziale. Sięgam po pokrętło.... i nie ma go :D Poszłam do innych przedziałów też nie ma. Wróciłam "do siebie" i z komórką w ręku przeczesywałam podłogę po długim poszukiwaniach i odrobinie gimnastyki znalazłam pokrętło pod siedzeniem. Zamontowałam. Dumna z siebie przekręcam i co? Żarówki są spalone... dosłownie jedna świeciła i to z taką mocą jak mała świeczka. I tak sobie w tym romantycznym nastroju, mknęłam z prędkością bez światła, naszym ukochanym TGV. Ciesząc się, że w ogóle jadę :D:D:D
A Wy macie jakieś pociągowe przygody? Ja mam w zanadrzu jeszcze jedną, ale tym razem znacznie przyjemniejszą.
Oj, mogłabym wiele napisać, bywało, że często podróżowałam pociągami i to na długich trasach. Teraz unikam jak ognia, ale zdarza się. Wiesz przecież ;)))
OdpowiedzUsuńWiem, wiem ;)) to Ty opowiadałaś o tym śpiewaniu kolęd podczas podróży pociągiem przed świętami?
OdpowiedzUsuńNo ja ... :D
OdpowiedzUsuńJak ja mogłam przegapić ten post? :))
OdpowiedzUsuńPociągiem podróżowałam kilkanaście razy (z czego dwa nad morze), ale na szczęście tylko jeden raz wspominam źle. Może dlatego, że większość moich pociągowych wypraw finansowali rodzice = jeździłam Intercity... A co do tego jednego razu... Pewnie już wiesz, że mówię o podróży na czerwcowy, warszawski zlot? ;) Świniobus, nie pociąg!
Rozwaliła mnie etykieta "mój pech" :D
hahaha, kocham te historie! życie dzięki pkp jest bardzej kolorowe, hahaha.
OdpowiedzUsuńjakim znowu zatwardzeniu??
OdpowiedzUsuńViolett, pamiętam... a pamiętasz jak wracałyśmy i mimo tego, że było zimno to konduktorka nie potrafiła wyłączyć klimatyzacji? Ty wysiadłaś... a ja się zapytałam, czy by mogła wyłączyć, ona odparła, że to komputer i nie wie jak :D
OdpowiedzUsuńA etykietka? Nie będę wspominać, kto mnie do niej namawiał :D
Ewa... zatwierdzeniu... Wariatko :D
Tez mialam sporo przygod, raz jechalam z "gorolami" na trasie Krakow- Wroclaw, bylo przezabawnie :)
OdpowiedzUsuń