Po pracowitym roku, obfitującym w wiele wydarzeń (skończyłam studia, zaczęłam pracę, dostałam się na aplikację), postanowiłam wybrać się na upragnione wakacje. Miał to być zasłużony urlop.
A oto jak było:
Dzień pierwszy.
Rano postanowiłam zjeść śniadanie na tarasie hotelowej restauracji. To był błąd. Ogromny. Już pierwszego dnia przekonałam się, że nawet pod samym Słońcem można trafić na załamanie pogody. Wiejący z ogromną siłą wiatr sprawił, że stojąca niewinnie na stole szklanka soku pomarańczowego przeobraziła się w deszcz, który uroczo mnie zmoczył. Byłam cała w soku pomarańczowym. Nie muszę chyba dodawać, że przestało wiać siódmego - ostatniego - dnia moich wakacji.
Dzień drugi.
Załamanie pogody. Jak dla mnie totalne. Miało być 27 stopni, a jest w porywach 23. I do tego ten wiatr.
Dzień trzeci.
Nie ma to jak gościnność tubylców. Postanowiłam wybrać się taksówką do centrum miasta. Taksówkarz oczywiście wywiózł mnie nie wiadomo gdzie i stwierdził, że mu się nie opłaca jechać, tam gdzie ja chcę. Ile czasu spędziłam na "przekonywaniu", że jednak fajnie byłoby dojechać do centrum, wiem tylko ja. Chociaż w zasadzie, czy ja na pewno zostałam dowieziona do centrum? Nie mam pojęcia :D
Dzień czwarty.
No i dopadło mnie. Zemsta faraona, czy innego tam bóstwa, uprzykrzyła mi wyjazd do końca. Może nie była bardzo spektakularna, ale jej apogeum przeżyłam w samolocie do Polski.
Dzień piąty.
Na pewno wszyscy pamiętacie brawurowe lądowanie samolotu bez podwozia na warszawskim lotnisku. Chwała kapitanowi, że mu się udało... ale nasza wycieczka też tam chciałaby wylądować. Nie wiadomo, czy się uda, bo samolot nadal stoi na płycie lotniska.
Dzień szósty (późnym wieczorem).
Samolot usunięto. Hurra! Ale niestety nad lotniskiem jest straszna mgła, samoloty są kierowane na inne lotniska. A ja przecież na parkingu obok lotniska mam zaparkowany mój samochodzik :(
Dzień siódmy (na lotnisku).
Lądujemy w Warszawie. Tylko dlaczego Pani na lotnisku chce mnie odprawić do Katowic?
Kto zgadnie gdzie byłam na wakacjach? ;)
Mała podpowiedź:
To były naprawdę najgorsze wakacje w moim życiu pod Słońcem. I to dosłownie ;)
A Wy macie jakieś swoje ulubione przygody wakacyjne? Albo wakacje, które okazały się porażką na całej linii?