niedziela, 26 maja 2013

Zostałam Słoikiem. Prawie?

Lemingi? Słoiki? Warszawka?

Słyszeliście te określenia? 

Pewnie większość z Was tak. Ja o ich istnieniu dowiedziałam się całkiem niedawno.

Dlatego też śpieszę Wam donieść, że zostałam Słoikiem ;))

W zasadzie to prawie Słoikiem ;))



Kto to jest słoik?

Człowieczek, który przeprowadził się do Warszawy, ale na weekendy wraca do domu i przywozi z niego jedzenie w słoikach.

Ja jestem człowieczkiem, który właśnie się przeprowadził... prawie do Warszawy (mieszkam i pracuję pod Warszawą), do domu jeżdżę prawie co weekend (a tak naprawdę to duużo rzadziej), przywożę prawie słoiki (jak na zdjęciu widzicie są to prawie domowe słoiki z prawdziwie sklepowym sosem). 

Waszym zdaniem jestem słoikiem? Czy jednak prawie słoikiem? ;))

Korzystając z okazji chciałabym zapowiedzieć utworzenie nowego cyklu o tajemniczo brzmiącej nazwie PPS ;))

Do zobaczenia. I trzymajcie za mnie kciuki w tej prawie-Warszawie :))


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

O błękicie nieba i zapachu kwiatów...

Też już byliście zmęczeni tą długą i okrutną zimą?

Też nie mogliście się doczekać pięknego wiosennego nieba?

I pąków na drzewach?

I śpiewu ptaków?








P.S.

Witajcie po baardzo długiej przerwie.

Czy ktoś mnie jeszcze pamięta?

Postaram się z Wami pozostać na dłużej, dokonać wiosennych zmian na blogu, tak żeby było bardziej ciekawie i intrygująco.

Mam nadzięję, że wystarczy mi wytrwałości... ;)




poniedziałek, 7 maja 2012

Uczta dla podniebienia

Weekend, a raczej tydzień majowy, spędziłam dość intensywnie, odwiedziłam wiele wspaniałych miejsc. 

Oto jedno z nich:

 

Było cudowne słońce...


Prawie bezchmurne niebo ;))



Część z Was pewnie się już domyśla, że byłam w....


Powinnam spędzić trochę czasu na zwiedzaniu, wszak Tyniec, to miejsce o bogatej historii...
Ale niestety na terenie klasztoru znajduje się nieprzyzwoicie wspaniała restauracja...Wybór potraw nie jest duży, ale za to ich smak wyśmienity... prawdziwie pyszna, domowa kuchnia. Uczta dla podniebienia. Zobaczcie tylko sami: 


 Placki ziemniaczane z sosem koperkowym (niestety nie mogłam się powstrzymać i spróbowałam zanim  zrobiłam zdjęcie)


Podobnie było z krokietami ;))


Później siły wystarcza już tylko na oglądanie cudownych widoczków...




Jeżeli nie macie dużo czasu, a macie to szczęście, że mieszkanie w Krakowie, polecam wypad do Tyńca na niedzielny obiad ;))

Jeżeli zaś mieszkacie daleko i chcecie jednak trochę pozwiedzać nie polecam rozpoczynać wycieczki od wizyty w restauracji ;))

Na koniec jedna praktyczna uwaga, do Tyńca w zasadzie z centrum Krakowa można dostać się tramwajem wodnym, myślę, że byłaby to niezła gratka dla osób niezmotoryzowanych. Niestety koszt przejazdu tramwajem wodnym w obie strony to 60 zł od osoby (!). Dla mnie jest to cena nie do przyjęcia (w Tyńcu byliśmy we czwórkę, za tramwaj musielibyśmy zapłacić aż 240 zł...) Doprawdy nie wiem kto ustala te ceny. 


czwartek, 3 maja 2012

Jestem troglodytą?

Część majowego weekendu spędziłam w Krakowie. Było trochę lenistwa, trochę zwiedzenia, trochę zakupów. Równowaga musi być zachowana.

Jednym z miejsce, które odwiedziłam było Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK.

Naprawdę nie wiem, co mam o nim sądzić. Chyba nie rozumiem sztuki współczesnej. Nie umiem w przedstawionych instalacjach doszukać się czegokolwiek. Jedyne, co potrafię to podzielić je na dwie kategorie: na te które śmieszą lub są zwyczajnie urocze oraz na te które według mnie nie powinny być określane mianem "sztuka". Przy czym pragnę zaznaczyć, że nie chcę tutaj nikogo obrażać, są to bardzo subiektywne oceny dokonywane przez laika. 

Na początku wycieczki przywitał mnie taki oto widok:


Ta karteczka wiele wyjaśniła:


Później było trochę lepiej (ale tylko trochę ;)):


Na szczęście udało mi się w końcu obejrzeć parę obrazów i instalacji artystycznych. Niestety z uwagi na ochronę praw autorskich nie mogę Wam tutaj wrzucić paru zdjęć. 

Wizyty w MOCAK-u nie uważam za nieudanej. Odczucia mam surrealistyczne (to chyba najbardziej odpowiednie słowo). Było zaskakująco, czasami tragicznie, a czasami nieźle się uśmiałam. 

Czy to, że nie rozumiem takiej sztuki, sprawia, że jestem troglodytą? Może powinnam wrócić do domku na drzewie? 

A Wy chodzicie do tego typu miejsc? Jeśli tak to jakie są Wasze odczucia? Zachwyca? Poraża?  Może ktoś z Was nauczy mnie "czytać" taką sztukę?










poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Egipski alfabet, czyli co prawdziwa kobieta mieć powinna.

Podobno każda prawdziwa kobieta powinna mieć siedem par jeansów, siedem spódnic, siedem bluzek, siedem swetrów, siedem sukienek i JEDNĄ torebkę. Aby zrealizować taki plan należy udać się na zakupy. Dlatego zapraszam Was na istny festiwal marek, w Egipcie każda kobieta znajdzie coś dla siebie ;)) 

B jak....


C jak...



D jak...


P jak...


A na koniec istna wisienka na torcie:


(naprawdę nie wiem skąd to się tam wzięło :D)


W Egipcie podróbki znanych marek można znaleźć na każdym kroku. Nawet oryginalne egipskie skóry są "made in china". Niestety zdarzają się osoby, które kupują podróbki udając, że mają "oryginały". Ja osobiście uważam kupno takich produktów za absolutnie niedopuszczalne, pomijając już kwestie jakości takich rzeczy, mogą być one zwyczajnie niebezpieczne dla naszego zdrowia.

Przepraszam za jakość zdjęć, w większości były one robione z ukrycia. I chyba nie jestem prawdziwą kobietą - już dawno przekroczyłam magiczną siódemkę, nie wspominając już o jednej torebce ;)))  

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Dopuszczacie taką możliwość, czy jesteście przeciwne? Dlaczego? No i przede wszystkim, czy uznajecie zasadę siedmiu rzeczy z każdego rodzaju i jednej torebki? ;) Zapraszam do dyskusji. 


wtorek, 3 kwietnia 2012

Najgorsze wakacje pod Słońcem.

Po pracowitym roku, obfitującym w wiele wydarzeń (skończyłam studia, zaczęłam pracę, dostałam się na aplikację), postanowiłam wybrać się na upragnione wakacje. Miał to być zasłużony urlop.

A oto jak było:

Dzień pierwszy. 

Rano postanowiłam zjeść śniadanie na tarasie hotelowej restauracji. To był błąd. Ogromny. Już pierwszego dnia przekonałam się, że nawet pod samym Słońcem można trafić na załamanie pogody. Wiejący z ogromną siłą wiatr sprawił, że  stojąca niewinnie na stole szklanka soku pomarańczowego przeobraziła się w deszcz, który uroczo mnie zmoczył. Byłam cała w soku pomarańczowym. Nie muszę chyba dodawać, że przestało wiać siódmego - ostatniego - dnia moich wakacji.

Dzień drugi.

Załamanie pogody. Jak dla mnie totalne. Miało być 27 stopni, a jest w porywach 23. I do tego ten wiatr.

Dzień trzeci.

Nie ma to jak gościnność tubylców. Postanowiłam wybrać się taksówką do centrum miasta. Taksówkarz oczywiście wywiózł mnie nie wiadomo gdzie i stwierdził, że mu się nie opłaca jechać, tam gdzie ja chcę. Ile czasu spędziłam na "przekonywaniu", że jednak fajnie byłoby dojechać do centrum, wiem tylko ja. Chociaż w zasadzie, czy ja na pewno zostałam dowieziona do centrum? Nie mam pojęcia :D

Dzień czwarty.

No i dopadło mnie. Zemsta faraona, czy innego tam bóstwa, uprzykrzyła mi wyjazd do końca. Może nie była bardzo spektakularna, ale jej apogeum przeżyłam w samolocie do Polski.

Dzień piąty.

Na pewno wszyscy pamiętacie brawurowe lądowanie samolotu bez podwozia na warszawskim lotnisku. Chwała kapitanowi, że mu się udało... ale nasza wycieczka też tam chciałaby wylądować. Nie wiadomo, czy się uda, bo samolot nadal stoi na płycie lotniska. 

Dzień szósty (późnym wieczorem).

Samolot usunięto. Hurra! Ale niestety nad lotniskiem jest straszna mgła, samoloty są kierowane na inne lotniska. A ja przecież na parkingu obok lotniska mam zaparkowany mój samochodzik :(

Dzień siódmy (na lotnisku).

Lądujemy w Warszawie. Tylko dlaczego Pani na lotnisku chce mnie odprawić do Katowic? 

Kto zgadnie gdzie byłam na wakacjach? ;)

Mała podpowiedź:


To były naprawdę najgorsze wakacje w moim życiu pod Słońcem. I to dosłownie ;)

A Wy macie jakieś swoje ulubione przygody wakacyjne? Albo wakacje, które okazały się porażką na całej linii?


środa, 15 lutego 2012

Wiosenna wycieczka

Jak zapewne pamiętacie, w ostatnim poście było trochę lata (KLIK), tak na przekór zimie. Wówczas nie zdradziłam skąd pochodzą zdjęcia, pozostawiając Wam odpowiedź na to pytanie. 


Nie musiałam długo czekać - Renia, autorka bloga "Szminką po lustrze"  szybko rozwikłała zagadkę. Oczywiście chodziło o Arboretum w Bolestraszycach.

Osobiście uważam, że jest to ideale miejsce na krótką, kilkugodzinną wycieczkę, która pozwoli podładować akumulatory. Dlatego też proponuję wziąć kalendarze w dłoń i zaplanować wiosenny wypad, przecież wiosna już tuż, tuż :)

A oto kilka niezbędnych wskazówek:

1) Przede wszystkim link do oficjalnej strony Arboretum: KLIK, gdzie można znaleźć kilka istotnych informacji, przede wszystkim dotyczących godzin otwarcia. Ja ze swojej strony przypominam, że Arboretum do kwietnia jest otwarte tylko w dni robocze w godzinach 8-14.

2) Termin wycieczki: Arboretum jest piękne o każdej porze roku i o każdej porze roku jest inne. Proponuję wiosnę, kiedy cała przyroda budzi się do życia i naprawdę czuć ją w powietrzu.

3) Jak dojechać na miejsce? 

Dla zmotoryzowanych to nic trudnego, wystarczy kierować się na Przemyśl i później na Bolestraszyce. Arboretum jest w odległości około 6-7 km od Przemyśla.

Dla niezmotoryzowanych proponuję dwie wersje: dotarcie do Przemyśla, i następnie z centrum (najlepiej z Dworca Autobusowego) autobusem do Arboretum (Przystanek Arboretum - Bolestraszyce). Dojazd zajmuje około 30 minut.  Druga wersja to dotarcie do Arboretum rowerem z Przemyśla. Trasa jest dość łatwa, bez zbędnych górek, a po Arboretum można poruszać się rowerem.

4) Ile czasu poświęcić na zwiedzanie?

To już tylko zależy od Was. Można tam wpaść na godzinkę na krótki spacer lub spędzić kilka godzin klucząc alejkami i zachwycając się pięknem przyrody siedząc na ławce. Uwaga! w ubiegłym roku można było sobie wynająć "palenisko" i zorganizować ognisko ze znajomymi. W związku z czym nasza wycieczka nie musi polegać na żmudnym zwiedzaniu różnych zabytków, a po prostu na wypadzie z przyjaciółmi w fajne miejsce. Ponadto Arboretum to fajne miejsce na dotlenienie się podczas sesji (sprawdzone!) - dlatego post ląduje m.in w kategorii  "zwiedzam inaczej"

5) Co po Arboretum?

Proponuję krótki wypad do Przemyśla na obiad i lody, a następnie powrót do domu. W wersji dla bardziej wytrwałych polecam zwiedzanie okolicznych fortów, ale to już temat na inny post.

Macie jakieś pytania? Sugestie? Na wszystkie chętnie odpowiem, jeśli tylko będę znała odpowiedź. Jeśli nie będę znała odpowiedzi, sprawdzę, przetestuję i podzielę się wrażeniami.